Podczas gdy Zuzia konferowała, ja wybrałem się na małe safari.
Małe, bowiem w okolicach Kapsztadu dostać można tylko coś w pół drogi między zoo, a parkiem narodowym. Mamy kilkadziesiąt hektarów otwartej przestrzeni, po której zwierzaki biegają sobie razem, jak chcą (wyjąwszy lwy, które są odseparowane, co by reszty zwierzyńca nie trzeba było regularnie uzupełniać) i między którymi jeździ się samochodem.
Teren jest przy tym na tyle rozległy, że jak krnąbrny zwierzak chce, to może się tak zbunkrować, że przewodnik nie jest go w stanie znaleźć. Nam np. nie dopisały bawoły :-)